Bardzo dziękuję za wszystkie komentarze - sprawiły mi dużo radości! Zapraszam też do czytania pierwszego rozdziału :)
*
W
czasie inwazji na Nowy Jork Valdís
Anardottir stała nieruchomo i obserwowała pioruny.
Robiła to,
stojąc w zabarykadowanym magazynie supermarketu, ze wzrokiem
utkwionym w stos pudeł wyższy od niej samej. Po dwudziestu minutach
drgnęła, kręgi strzeliły cicho, gdy zmieniała pozycję. W
pomieszczeniu prócz niej znajdowało się jeszcze trzysta osób,
kryjących się przed szalejącą na zewnątrz masakrą. Jedna z nich
zapytała Valdis, czy nie jest przypadkiem niewidoma, jej oczy bowiem
był niemalże całkiem nieruchome, jakby wzrok był dla niej całkiem
bezużyteczny.
Zaprzeczyła,
nadal nie patrząc na nikogo. Kilometr nad nią wisiała bomba
atomowa. Valdis ostrożnie tknęła jej rdzeń, a ta w odpowiedzi
drgnęła.
Po raz
pierwszy w życiu mogła zrobić coś ważnego, nie zrobiła jednak
niczego prócz wpatrywania się w kartony i modlenia się, aby ktoś
inny miał więcej odwagi niż ona.
*
Zatrudniona
przez agencję kobieta była ostatnią osobą, którą Nick Fury
widziałby na stanowisku specjalisty od kontaktów z Asgardem.
Przede
wszystkim jej wygląd nie budził szacunku. Miała może ze sto
pięćdziesiąt centymetrów wzrostu, więc nie sięgała Thorowi
nawet do pachy. Twarz miała jakby wyblakłą, brwi, rzęsy i włosy
zlewały się w jedno z bladą skórą, oczy były szare i bez
wyrazu. Mówiąc do niego, nie unosiła głowy, aby patrzeć mu w
oczy. Miał wrażenie, że nigdy nie skupia wzroku na nikim i na
niczym. Domyślał się, czemu tak się dzieje, nie zmieniało to
jednak faktu, że Valdis Anardottir prezentowała się po prostu źle.
Nie miała
również doświadczenia w polityce, nigdy nie piastowała żadnego
odpowiedzialnego społecznie stanowiska, ba, nawet głosowała tylko
raz, co prawda na Demokratów, ale to chyba jedyna zaangażowana
ideologicznie rzecz, jaką zrobiła w życiu. Cudowny materiał na
wyjątkowo odpowiedzialne stanowisko, o wielkiej wadze nie tylko dla
Ameryki, ale i całej ludzkości. Jeśli Fury do tej pory wahał się,
czy jego koledzy, z urzędasem Makepeacem na czele są tylko
kretynami, czy jednak totalnymi debilami, teraz już wyrobił sobie
odpowiednie zdanie. A te pogłębiało z każdym odrzuconym wnioskiem
o odebranie Anardottir stanowiska, zanim zdąży wszystkich
skompromitować. Makepeace zawsze przynosił te papiery osobiście do
jego biura i czekał, aż je przeczyta, z miną człowieka, który
oberwuje starania mrówki, która próbuje wspiąć się na mur i za
każdym razem, gdy jest w połowie, wrednie zrzuca ją patykiem.
- Nie
odpuścisz, prawda? - zapytał go pewnego razu. Makepeace skrzywił
się, jakby ten zepsuł mu zabawę. Każdy wiedział, że prowadzi w
agencji swoje gierki, ale do nich należało również to, że nigdy
nie mówił tego otwarcie. Pułkownik Orson Makepeace był
człowiekiem, który patrzył innym równo w oczy i kłamał,
doskonale wiedząc, że jego kłamstwo jest równie oczywiste, co
niemożliwe do udowodnienia. Był biurokratą, jednak nie z
powołania, ale ponieważ znajomość odpowiednich kruczków dawała
mu więcej przewagi niż jawne działanie.
Dwa razy w
ciągu swojej kariery uratował agencję przed schizmą i raz
najprawdopodobniej ocalił świat. Mimo tego, Fury go absolutnie
nienawidził.
-
Nicolasie, zostałeś przegłosowany. Trzy razy do tej pory –
odpowiedział Makepeace łagodnie.
- To były
te trzy razy, kiedy tłumaczyłeś, czemu wysłanie do Asgardu
kobiety, która nie ma pojęcia o dyplomacji, za to przerażona
mogłaby zrobić z pałacu, czy to tam w ogóle mają, wielki lej,
jest świetnym pomysłem?
- Tak. Tak,
właśnie to uważam za dobry pomysł. Pragnę zauważyć także, że
niedawno Asgardianin niemalże zrobił wielki lej z Nowego Jorku.
- To nie
miało nic wspólnego z...
- ...on tak twierdzi. Czy przypadkiem nie mówiłeś coś o tym, że
ten... nazwijmy go człowiekiem na potrzeby dyskusji, ma tendencję
do tego, by ciągle łgać?
Fury nie odpowiedział. Makepeace nie wierzył Lokiemu –
zrozumiałe. Nie wierzył jednak również Thorowi, który po Dniu
Inwazji został zatrzymany i umieszczony w celi dokładnie obok
brata, jako przedstawiciel wrogiej ludzkości rasy. Był to wynik
rządowej paranoi, paranoi nakazującej uznać wszystkie istoty
pozaziemskie za wrogów. Makepeace sądził dokładnie to samo,
jednak to on wyciągnął Thora z celi, słusznie uważając, że
jeśli Asgard jest wrogo nastawiony do Ziemi, nie należy dawać mu
dobrego pretekstu do otwartej wojny, a trudno wyobrazić sobie
lepszy, niż trzymanie ich księcia w klatce.
Lokiego jednak nie oddali. Dzień po Inwazji Ziemię odwiedziła
asgardzka wojowniczka o imieniu Sif, chcąc negocjować przekazanie
Kłamcy w czułe objęcia, podobno niezwykle wściekłego, Odyna
Wszechojca. Jako tymczasowego dyplomatę SHIELD wysłał więc agenta
Makepeace'a, znanego z tego, że jego gadanie potrafiłoby skłonić
jajko do ugotowania się w beczce z lodem. Loki więc został i nadal
siedział w celi. Zważywszy na to, ilu ludzi go nienawidziło,
trzydzieści centymentrów eksperymentalnej diamentowej szyby były
najlepszym, co mogło go spotkać.
Fury jednak miał w poważaniu zasługi kolegi, dobrze wiedząc, że
ten nie wierzy w pokojową koegzystecję.
Makepeace szykował się do wojny, a Valdis Anardottir była jego
bronią. Nikt nie powiedział tego na głos, ale to akurat było
oczywiste. Fury jednak był ostrożny.
Nauczył się już, że Orson nie jest zbytnio oczywistym
człowiekiem.
*
Biurko w gabinecie Makepeace'a było niższe od standardowego,
głównie dlatego, że pułkownik lubił wydawać się wyższy. Także
Valdis Anardottir zdawała się być większa, gdy siedziała
naprzeciw niego.
- Będzie mi pan robił testy typu "ile palców trzymam za
plecami"? - zapytała. Makepeace był w tej chwili jej
bezpośrednim przełożonym.
- Możemy od tego zacząć.
- Dwa. Zdałam?
- Wyjmowałem papierosa z kieszeni palta.
- Dwoma palcami.
Makepeace zapalił. W teorii było to zabronione. W praktyce niemalże
każdy, kto wchodził do jego zadymionego biura, z jakichś powodów
stawał się niemalże natychmiast niedowidzący i cierpiący na
dziwną mieszankę braku zmysłu powonienia i smaku.
Agent nachylił się w stronę Anardottir. Był starszy o Fury'ego o
co najmniej piętnaście lat, wyglądał więc na kogoś, kto już
jakiś czas temu powinien przejść na emeryturę. Wyglądał także
tak, że prawdopodobnie nie znalazł się nikt, kto by mu to
zaproponował.
- Musimy porozmawiać o agencie Furym i Avengers. Nie poznaliście
ich jeszcze, ale musicie wiedzieć o nich kilka rzeczy. Musicie też
zdawać sobie sprawę, że każde słowo, które wypowiecie w tym
kompleksie poza moim gabitem, będzie nagrywane i odsłuchiwane. Będą
was też testować. Cokolwiek się stanie, macie rozkaz nie powtarzać
tego, co tu usłyszeliście. W większości będą to rzeczy, do
słuchania których nie macie odpowiednich uprawnień.
Twarz Anardottir, do tej pory obojętną, rozjaśniło zaciekawienie.
- W porządku – kontynuował Makepeace. - Znacie przebieg Dnia
Inwazji. Grupa bohaterów ratuje świat, prosta rzecz, nadająca się
do telewizji śniadaniowej. Wiesz też, że bezpośrednim przełożonym
tej zgrai jest Nicolas Fury. W pewnym momencie... nie było tak
łatwo. Ci ludzie, w większości, nie są żołnierzami. Co więcej,
w większości, nie potrafili by współpracować nawet gdyby świat
się walił. Była więc właśnie chwila, gdy walił się świat, a
nasza grupa bohaterów siedziała na tyłkach i kłóciła się,
który ma większy biceps. Wiecie, co wtedy zrobił Fury?
- Domyślam się, że coś, czego pan by nie zrobił.
- Miał tam agenta posiłkowego. Nieważne nazwisko, w każdym razie,
bystry facet, nasi Mściciele go lubili. Dorwał się do niego
Laufeyson, pokiereszował go. Fury upozorował śmierć tego agenta,
aby Stark z resztą zrobili, co do nich należy.
Nastała cisza. Anardottir wyraźnie zastanawiała się, jaka
powinna być puenta tej opowieści.
- Chodzi mi o to, że naszymi czołowymi bohaterami są ludzie,
którzy nie potrafili się zebrać, gdy ginęły dziesiątki cywili i
zrobili cokolwiek dopiero wtedy, gdy uważali, że zginął ktoś,
kogo lubili. Od razu wystąpiłem o rozwiązanie grupy. Mój wniosek
odrzucono. Fury jest bardzo dumny z tego, że prowadzi drużynę za
pomocą emocjonalnych manipulacji. Być może, jeśli sytuacja się
powtórzy, nie będzie miał odpowiedniego fortelu na podorędziu.
Być może niedługo wyjdzie na jaw, że ten agent żyje. A wtedy
będziemy mieć problem. Powiedzcie, czy potrafilibyście mnie
wyczuć, gdybym stał za ścianą?
- Wie pan to.
- Ale gdybym wmieszał się w tłum stu innych ludzi, nie
potrafilibyście rozpoznać, który z nich jest mną?
- Nie.
- Mówiliście, że wtedy, tego dnia, czuliście, jak ludzie umierają
pod gruzami. Wasza moc nie rozróżnia, kim dokładnie byli, ale
czuliście tę śmierć, prawda? Potrzebuję kogoś takiego.
- Nie potrzebuje pan za to dyplomaty, prawda?
- Nie. Dyplomaty potrzebuje agencja. Jednak wypowiedzenie jest w
kopercie po pani prawej stronie. Jeśli zostaniecie, możecie stać
się podstawą jednostki konkurencyjnej do Avengers. Możecie również
zostać sami. Ja i, mówiąc wielkimi słowami, ta planeta,
potrzebujemy jednak kogoś o waszych przekonaniach i z waszą mocą.
Osiem pięter pod nami jest szaleniec, który siedzi w klatce i coś
knuje, a którego, w razie czego, Avengersi na pewno nie zlikwidują,
choćby obrócił w pył połowę Ameryki. Jest też tam brat tego
szaleńca, który uważa, że niedługo puścimy ich obu do domu,
gdzie dostaną burę od tatusia i na tym się skończy.
- Uważa pan, że ja będę skłonna zabić...
- Uważam,
że potraficie to zrobić. Mam dla pani też agencyjne zezwolenie na
rozmowy z Lokim. Nie chcę, oczywiście, abyście tam poszli i
zostawili zmasakrowane zwłoki, ale gdyby ta istota się wydostała
z klatki i znowu zaczęła szerzyć zniszczenie, jesteście w tej
chwili najlepszą kandydatką do powstrzymania go. Gdyby okazało
się, że Asgard wypowiada nam wojnę, jesteście najlepszą
kandydatką do tego, aby zetrzeć Asgardian w podobny sposób, jak
Loki chciał zlikwidować nas. Możecie tam iść i prowadzić swoje
badania. Możecie gadać z tym skurwielem w celi, pobierać z niego
próbki, czy co tam robicie zawodowo, dawać to na PubMed i czekać
na Nobla. Możecie nawet iść do Thora i zaproponować mu numerek
na biurku Fury'ego, o ile przyrzekniecie, że tym razem będziecie
działać.
Kobieta wzdrygnęła się, gdy usłyszała "tym razem".
Cóż, jeśli Makepeace wiedział, co potrafiła zrobić, nie trudno
było wywnioskować, czego nie zrobiła, chociaż mogła.
- Czy to, czego absolutnie rząd nie zrzucił na Nowy Jork, także
było dla większego dobra? - zapytała z wyzwaniem w głosie.
- Nie. To było dlatego, że rządzą nami absolutni skurwiele.
Jednak, gdy osiągasz stanowisko takie jak moje, nie masz wyboru,
musisz stać się jednym z nich. Nie będę wam pobłażał. Nie będę
wam wpierał, że ta praca jest absolutnie bezpieczna. - Makepeace
wstał, zgasił papierosa i podał podwładnej kopertę.
- Powiem szczerze, że jestem pewien, że pani zostanie –
powiedział łagodnym głosem. - Nie zrezygnuje pani z możliwości
spotkania się z Laufeysonem za pół godziny. Nie wiem tylko, co z
tego wyniknie, ale to już moje ryzyko. Do widzenia i nie dajcie
sobie zrobić wody z mózgu. Rozmawiałem z nim. W pewnym momencie
bardzo chciałem móc go rozerwać na kawałki.
- Naukowa ciekawość?
- Skądże. Po prostu to wyjątkowo wkurwiający skurwiel.
Akcja bardzo ciekawie się rozwija.
OdpowiedzUsuńKiedy będą seksy?
Masz tam cudzysłowy proste. Dlaczego nie drukarskie?
OdpowiedzUsuńInternet.
UsuńSzukać w Internecie? Ludzie je zamieniają.
UsuńOsobiście uważam, że jeżeli zrobiono już wszystko, aby tych cudzysłowów nie dało się normalnie wklepać na klawiaturze, to cudzysłowy proste powinny być uznane za poprawne.
UsuńChodzi o to, Ariadna, że tak naprawdę można powiedzieć, że są złe, ale ja powiem jeszcze inaczej: jeżeli przygotowujesz tekst do druku, owszem, zamień sobie, a jeśli nie wyjdzie, lepiej zostaw, jak jest, i broń Cię Panie Boże, żeby zamiast cudzysłowu robić dwa przecinki z lewej strony. Wtedy lepsze są proste, a z klawiatury rzeczywiście nie da się zrobić drukarskich. Trzeba zamienić np. w Wordzie. Chociaż... Raz oberwałam od wykładowcy, kiedy przyniosłam pracę z niezamienionymi cudzysłowami, bo zapomniałam je zamienić, usłyszałam, że to niechlujstwo, więc jeśli coś drukuję, zamieniam już na początku, aby nie pominąć tego drobiazgu. Więc nie jest to żaden poważny błąd, a ile głów, tyle opinii.
UsuńCiekawe. Nie mam innego słowa. Głowna bohaterka od jej mocy po jej imię, to, co już się stało i to, co może się stać. Ciekawe. I oczywiście straszne, choć to tylko do retrospekcji.
OdpowiedzUsuńRobi się coraz ciekawiej, czekam na ciąg dalszy. Dobrze że zmieniłaś tło bloga znacznie łatwiej się czyta.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :)
Nie powiem, namieszałaś mi trochę w głowie tym rozdziałem. Powiem tylko "Wow!", serio mnie zaskoczyłaś, masz bardzo oryginalny styl pisania i widoczny pomysł. Tylko czekam na rozwój wydarzeń i to jak oddasz postać Lokiego, ale po tym rozdziale widać, że zrobisz to bardzo dobrze ♥
OdpowiedzUsuńPierwszy rozdział stawia przed czytelnikiem kolejne pytania, zapowiada ciekawą konwersacje i zdecydowanie zachęca do dalszego czytania. Styl pozostaje równie lekki i bogaty, co w prologu, wobec czego zamawiam jakieś powiadomienia o kolejnych chapterach. Dużo nadziei na ciąg dalszy daje wrażenie, że nie zamierzasz poprowadzić tego fika sztampowo, w kierunku tęczy i innych bzdurek, od których ocieka świat twórczości fanowskiej (i coś czego serdecznie nie cierpię).
OdpowiedzUsuń:D Pozdrawiam no i weny, bo bez niej nawet mimo najlepszych chęci ciężko sklecić choćby zdanie.
Świetne! Rzadko coś takiego czytam! Bardzo mi się podoba i czekam na więcej!
OdpowiedzUsuńCałkowicie zgadzam się z powyższym komentarzem: zapowiada się oryginalnie i niesztampowo. Co zresztą było widać już w prologu, ale tu jeszcze bardziej. Pokazujesz rzeczy niby logiczne i oczywiste, ale na które chyba niewiele osób zwróciło uwagę, i chyba głównie dlatego mam wielką ochotę czytać dalej. Chociaż bohaterowie już teraz zapowiadają się bardzo ciekawie.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i Weny życzę :3
Gwathgor
Jestem jak najbardziej za! Miło, przyjemnie, na temat, oryginalnie i co najważniejsze widać Twój własny styl oraz kunszt pisarki, który nam tu prezentujesz. Jestem pod wielkim wrażeniem, oczywiście pozytywnym. Uważam, że pierwszy rozdział sprawdził się w 100% i zachęcił do dalszego czytania. Powoli poznajemy główną bohaterkę i muszę przyznać lubię ją...nie jest słodką idiotką, która będzie się chichrała, gdy zobaczy Lokiego. Już nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału! Życzę dużo weny! <3
OdpowiedzUsuńTwoje opowiadanie wywarło na mnie miłe wrażenie, jest bardzo ciekawe.
OdpowiedzUsuńNie mogę doczekać się następnego rozdziału, a także rozmowy Valdis i Lokiego.
Zapraszam na mojego bloga ;) ----> http://kiedypatrzenaniebo.blogspot.com/
Wincyj! Bardzo to jest dobre.
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o fanfiction to jestem dość wybredna. Tam za dużo lukru i słodyczy, gdzie indziej gorzka depresyja, a niekiedy żal marnować internetu na dalsze czytanie.. Muszę przyznać, że twoje opowiadanie mile mnie zaskoczyło. Zaintrygowałaś i zostawiłaś mnie z pragnieniem dalszego czytania. Masz oryginalny styl, byle tak dalej dziewczyno! :) Liczę na więcej i z niecierpliwością czekam na twój portret Lokiego. Pozdrawiam i życzę połamania pióra, klawiatury albo na czym tam jeszcze piszesz ;)
OdpowiedzUsuńNie spodziewałam się, że ten blog będzie aż tak dobry. Nie zrozum mnie źle, po prostu nie wiedziałam, że tak świetna autorka jak ty istnieje. Więc tym blogiem kupiłaś mnie doszczętnie nakazując memu mózgowiu poprawnie pracować. Rozdział w ogóle nie był nudny, powiem więcej, nie da się nawet oderwać od tekstu, gdyż można od razu stracić wątek do danej frazy notki. Masz coś takiego w swoim stylu pisania, że aż ciągnie do dalszych rozdziałów tej historii, która zapowiada się naprawdę obiecująco. Tylko czekać na resztę. Pozdrowionka ^^
OdpowiedzUsuńNaprawdę ciekawy pomysł i już nie mogę się doczekac pierwszego spotkania Valdis z Lokim :D mam nadzieję, że szybko pojawi się nowy rozdział ;)
OdpowiedzUsuńCzy coś mi umknęło? Gdzie ciąg dalszy?
OdpowiedzUsuń